środa, 3 grudnia 2014

„ONA”, ON I MIŁOŚĆ DO FACEBOOKA



Obejrzałem ostatnio powszechnie chwalony film „Ona” („Her”) i nie zrobił na mnie wrażenia, a właściwie zrobił, ale negatywne. Film wlókł się klatka za klatką i albo był na granicy dłużyzny, albo w nią głęboko wpadał. Ponadto, a może przede wszystkim - nie powiedział nic nowego, nie było w nim żadnych odkryć.

Chodziło o to, że wrażliwy, życiowo niespełniony informatyk zakochuje się w programie komputerowym, a właściwie w sztucznej inteligencji. Wiadomo, że np. wśród Japończyków jest wielu mężczyzn w różnym wieku, także młodych, którzy mają swoje „dziewczyny” w smartfonach. Pewnie i dziewczyny mają swoich wirtualnych chłopaków, ale akurat widziałem reportaż o mężczyznach. Ci partnerzy to są właśnie programy, trochę może głupsze od tego z „Her”, ale za to niestwarzające problemów. Gdzieś czytałem, że facet w Stanach wystąpił do sądu o zezwolenie na ślub ze swoim laptopem - nie wiem, dla zgrywu czy poważnie, ale fakt faktem. Jeśli takie przywiązanie (uzależnienie?) traktować w kategoriach miłości, to połowa młodych ludzi na świecie jest zakochana w Facebooku. Może niektórzy już wzięli z nim ślub?
W filmie „Ona” najciekawsze było założenie, że program (SI) osiągnął poziom samoświadomości. Założenie to naukowo jest wątpliwe, bo nie wiadomo, czy świadomość w maszynie da się w ogóle obudzić - obecnie bardziej prawdopodobna, moim zdaniem, jest wizja ze „Ślepowidzenia” Wattsa, że SI może osiągnąć poziom celowego i skutecznego, samodzielnego działania na wysokim poziomie komplikacji - bez świadomości istnienia. No dobrze, gdyby jednak tak, to już dawno takie golemy wymyślono, a superinteligencje, wzlatujące tak wysoko ponad poziom człowieka, że w ogóle ulatujące z jego pola widzenia, jako pierwszy chyba najpełniej pokazał nam nestor na polu takich rozważań - Stanisław Lem.
Jedno mi się w tym filmie podobało - to obraz społeczeństwa, wpatrzonego w swoje smartfony i trochę zagubionego w realu. Tak właściwie real schodzi tam na dalszy plan, ludzie żyją w świecie imaginacji: obcują z programami lub ich stosunki są przez nie przefiltrowane, poruszają się w świecie gier (też programy), w przelocie mówią sobie „haj!” i szybko biegną zasiąść przed monitorem. Nic dziwnego, że pojęcie miłości też się wirtualizuje.
W naszym, pozafilmowym świecie znaczenie słów „miłość” i „ślub” także się zmieniło - „miłość” oznacza ogólnie głęboko pozytywny stosunek do czegoś („kocham jeść” nabiera głębszych znaczeń - czy można wziąć ślub ze schaboszczakiem?), a ślub jest zwieńczeniem i przypieczętowaniem takiego emocjonalnego podejścia. W jednym z opowiadań („Kochać w Europie”) rozważam ślub ze świnką morską - właściwie czemu nie? Wszak kochamy zwierzątka. Ale - uwaga - nie wolno ich krzywdzić! A zatem na straży małżeńskich cnót stoi elektroencefalograf, który po aktywności mózgu określa poziom rzeczywistej przyjemności (lub przykrości). No tak, ale z drugiej strony trzeba się zastanowić, jak dalece takie badanie narusza sferę prywatności?
Cóż, nasz świat jest zbyt skomplikowany, żeby był prawdziwy. Coraz głębiej wchodzimy w wirtualną krainę imaginacji, kultury, antropologii. Czy nam z tym dobrze? Chyba tak...

3 komentarze:

  1. 'Her' się wlecze podobnie jak 'Proces' Kafki - ma się wlec, inaczej to byłby inny film :) Poza tym kino SF bardzo rzadko może coś odkryć, raczej przybliży tym, którzy nie umieją czytać. A fakt, że już niedługo będziemy technologicznie zapaść się w jeszcze bardziej mirażowe(?) relacje jest wart tych dwóch godzin wyciszenia. Zaś co do świadomości - pewni możemy być przecież jedynie swojej. Inni zawsze tylko sprawiają wrażenie, jakby mieli świadomość, a i to nie zawsze...

    OdpowiedzUsuń
  2. He, temat na dłuższą pogawędkę, może kiedyś... Póki co, Kafka nie ma dłużyzn, tylko porusza się powoli. Kino potrafi, tylko że to nie jest łatwe. Świadomość - a co z piętrowym solipsyzmem, że ktoś nas wyśnił?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak czy inaczej - solipsyzm wymaga świadomości :) :) A jej natura już jest czymś zupełnie innym. Podobnie zresztą jak cierpienie. Czy istnieje bezwzględna i uniwersalna miara cierpienia, której można by użyć do oceny okrucieństwa jakiejś czynności? Jak odróżnić kogoś, kto cierpi od kogoś, kto wygląda jakby cierpiał?

    OdpowiedzUsuń