czwartek, 16 czerwca 2011

Powabna grawitacja

Bez wielkiej przesady można stwierdzić, że nasze ciała są maszynami do ciągłej walki z przemożną i wszechobecną grawitacją. Popatrzmy choćby na nogi: wielkie w stosunku do reszty ciała, potężnie umięśnione (coś o tym wiedzą kick-bokserzy), słowem - ruchome kolumny. Jakiś wątły ufoludek z jakiejś małej planetki setnie by się uśmiał, porównując nas do monstrów z małymi główkami i zanikowymi tułowiami, osadzonymi na monstrualnych kończynach dolnych, sam delektując się pięknem swoich rachitycznych odnóży. Cóż, takie gicze najwidoczniej są jednym z atrybutów naszego człowieczeństwa, i tyle.
Zadają się o tym nie pamiętać konstruktorzy wszelakiego kosmicznego latającego sprzętu. Zacytuję fragment artykułu Pawła Walewskiego „Trudne życie na orbicie” z 26.04.2011, polityka.pl


„Na skutek nieważkości organy wewnętrzne przesuwają się w górę klatki piersiowej, zmniejszając obwód pasa w sposób, którego nie zapewni żadna dieta. Włosy stają się bardziej puszyste, piersi mniej obwisłe. Wewnętrzne płyny zaokrąglają twarz i wygładzają rysy, a przy okazji likwidują zmarszczki skuteczniej niż najdoskonalsze kremy. Kosmiczny salon piękności? Niestety, są też komplikacje.