poniedziałek, 31 października 2011

Chleb - trucizna nasza powszednia?

Wspinam się od bloga do bloga po krużgankach linków, tu urwę smaczny kąsek, tam łyknę czegoś mocniejszego. Jestem w stanie tak skakać po dachach i balkonach, bo każdy prawdziwy blogowicz jest także kolekcjonerem i wybiera z oceanu blogopulpy interesujące go adresy, i z pasji kolekcjonowania - a przy okazji dla własnej wygody - linkuje je w menu. „Pokaż mi cytowane blogi, a powiem ci kim jesteś” - to ma swoją moc, moi drodzy, a zatem groźba zdemaskowania, przynajmniej preferencji, wisi nad wszystkimi zaklętymi w ksywki gawędziarzami. No, większość z „mojego” szczepu znam osobiście, ale gdy oddalam się od pnia i wspinam po coraz odleglejszych gałęziach, o ich autorach wiem tyle co się domyślę.
Razu pewnego u agrafka wspominano z sentymentem blogową twórczość niejakiego Studyty, a w komentarzu bodajże Ziuta oznajmił (tak, Ziuta to facet), że właśnie wytropił nowego bloga tego gościa. No więc wszedłem i poczytałem, tym bardziej, że było o „Chochołach” Szostaka (Główna Nagroda im. J. Żuławskiego ‘2011).
Blog ciekawy i oryginalny, zdecydowanie humanistyczno-historyczny, w starannej oprawie plastycznej (zdjęcia, obrazy, sam „miodzik”). Piramida linków o pokrewnych profilach, a wśród nich „Nowadebata” - o nauce(!), a głównie o żywieniu(!), a jeszcze dokładniej - o nonkonformistycznych poglądach na żywienie(!). Kukułcze jajo? No nie, to określenie źle się kojarzy, a ja byłem zachwycony. No bo jak można nie zatrzymać się nad twierdzeniem, że chleb nasz powszedni jest trucizną, a cukier ma własności rakotwórcze? Ale po kolei.
Wpis „Buszujący w pszenicy” jest wywiadem z doktorem Williamem Davisem, który - streszczając problem w uproszczeniu - mówi o szkodliwości konsumowania wszelkich zbóż pod wszelkimi postaciami, a więc także chleba, bułek, makaronów, ciast - włączając w to chleby pełnoziarniste i razowe.

środa, 12 października 2011

Super-hard SF czy historyczny real?

Przeczytałem ostatnio dziwną, a być może nawet dziwaczną książkę: „Wyprawę” Stephena Baxtera. Rzecz jest z rodzaju opowiastek „co by było gdyby”, a mianowicie gdyby Amerykanie nie zadowolili się wygranym wyścigiem do Księżyca i kontynuowali eksplorację kosmosu ekspediując załogową wyprawę na Marsa. Powieść stanowi reportaż z wydarzeń, które rzeczywiście mogły mieć miejsce, z dużą dbałością o realistyczny szczegół. A więc nawet trudno ją zaliczyć do fantastyki, raczej do prognoz historycznych. Nie chcę tutaj tej powieści omawiać czy pisać recenzji, chciałbym jedynie przedstawić kilka niezależnych refleksji.
Na początek ciekawostka stylistyczna: książka napisana jest językiem suchym, nieco drewnianym, typu wyliczanek - z wyjątkiem trzech partii, kiedy narracja staje się potoczysta, styl mistrzowski, po prostu otrzymujemy porcję Literatury przez duże „L”.