Kiedyś twierdziłem, że aktywny pisarz nie powinien
recenzować tekstów innych pisarzy, bo może mieć w tym jakiś interes. Mimo to
czasami publikowałem swoje wrażenia z lektur, choć starałem się wypowiadać o
zagranicznych twórcach, skrzętnie omijając rodzimy podwórzec. Potem wpadłem na
pomysł „recenzji plus”, czyli pozytywnych, no bo pisać o kolegach dobrze to tak
jakby wyznawać miłość do bliźniego, a ta wszak naganna być nie może. Ale ów
pomysł w końcu przepadł w natłoku codziennych obowiązków, last but not least także z powodu chłodnego przyjęcia przez kolegów
po krytycznoliterackim piórze. Jakoś do nich nie trafiało, że recenzje nie
miały być nieobiektywne, tylko zorientowane na recenzowanie książek dobrych, bo
złych przecież nie warto ani czytać, ani o nich pisać.
Teraz pomysł odgrzebałem, tym bardziej że zbliża się
pisarska emerytura, niestety. Mam co prawda pomysły na trzy książki (nie będę o
nich mówić, bo dobre pomysły miewają gorliwych słuchaczy, także wśród twórców),
ale czy i kiedy je napiszę - nie wiem, choć wierzę, że napiszę, wydam i wypiję
zwyczajowego szampana, skrapiając nim okładki. Będzie to wino musujące brut
zero, bo takim zwykłem opijać sukcesy wydawnicze. Nie, okładki jednak nie
skropię, bo jest trochę mniej odporna na wilgoć od burty statku. A jak będzie z
pisaniem, samo wyjdzie, bez planowania. W każdym razie, czym mniej pisze się
własnych tekstów, tym więcej przystoi opisywać cudzych, jak sądzę.
Wracam do tytułowego aoida. Wojtek Sedeńko w promocyjnym geście
przekliknął mi „Przedmurze”, interesującą antologię świeżutkich, jeszcze
ciepłych opowiadań całej plejady najlepszych rodzimych autorów. Z tego tomu
emanuje nieudawany niepokój o losy Polski i świata w dzisiejszych arcyciekawych
czasach, czasach społecznych przewartościowań, narastających antagonizmów,
wędrówek ludów i zderzania się dogmatów, w które dzisiaj zakrzepły wymieniane
niegdyś myśli i dyskutowane idee. Na tym tle wionącym grozą, jak roślina otoczona
potokami wrzącej magmy, unosi się opowieść pełna poezji i eleganckiego
dystansu. Czyli „Jestem Aileen” Mirka Jabłońskiego.