niedziela, 27 listopada 2011

Po ch..j nam kultura tetryków?

Jadę ja sobie autobusem z pracy, dzień jak co dzień, gwarno, tłumno, ludziska wpychają się i wypychają z blaszanej rury, szemrzą głosy, co raz ponad szum tła wybija się czyjś telefoniczny monolog. Jeden z nich jest na tyle głośny, że przerywam lekturę (czytam na 5-calowym GPS-sie z podświetlanym monitorem, więc bździdła podsufitowe - tzw. oświetlenie pojazdu - szczęśliwie nie wpływają na proces lektury). Jakiś ogorzały (od-gorzały) i wygolony po czubek głowy oraz umiarkowanie pocięty typ mówi trochę nieskładnie, napadowo bełkocząc do słuchawki: „kurw.., po ch..j mam tu wysiadać? Kurw.., jadę zmęczony z pracy, kurw.. po ch..j?” Nawet stara się mówić cicho, ale wtedy schrypnięty głos w ogóle zanika, więc nie może zejść poniżej pewnego natężenia. Dlatego ów przepity tenor słychać przynajmniej do połowy długości blaszanej rury.
Przez krótką chwilę byłem zdegustowany, ale zaraz się zreflektowałem. Widać przecież, że gość się stara, balansuje na granicy efektywności strun głosowych, nie chce przeszkadzać.
A słownictwo... no cóż, w krótkiej i pełnej dramatycznego napięcia chwili stało się dla mnie jasne, że facet używa słownictwa, jakim dysponuje - po prostu innego nie zna. „Kurw..” jest znakiem przestankowym lub wypełniaczem tworzącym rytm zdania, którego facet nauczył się od matki jeszcze w kołysce. Tak samo „po ch..j”, te słowa po prostu wyssał z matczynej piersi i innego, wyrafinowanego synonimu „po co” zwyczajnie nie zna, bo w jego rodzinie się go nigdy nie używało.
Chcemy czy nie, wulgaryzmy podpłynęły pod nasze progi jak powodziowa fala i stały się częścią języka codziennego, kultury, życia. Dla dużej części społeczeństwa (większej?) straciły status wulgaryzmów. Wiek nic tu nie ma do rzeczy, bo klną (lepiej brzmi: używają popularnego słownictwa) wszyscy, od maluchów po dziadów (bab nie wyłączając). Co ciekawsze, wykształcone elity idąc z duchem czasu dodają do swojego zasobu słów te nowe określenia. Pewien adiunkt rzucał obficie „kurw.. mi” i twierdził, że nie powinien mówić inaczej niż jego studenci. Ostatnio w niektórych naukowych pracach kulturoznawczych zaczęły pojawiać się w tytułach (w tekstach były już dawno) określenia z rodziny „kurw..” i „gówn...”.
Na tym tle dziwnie zachowawczo wypadają środowiska fanów fantastyki, w których trochę się obracam. Na konwentach praktycznie nie słyszy się wulgaryzmów, mimo że 90-99% uczestników stanowią ludzie młodzi lub bardzo młodzi. Nie wiem, na ile wulgaryzmami fortyfikowane są scenariusze gier RPG i LARPów, bo w nich nie uczestniczę.
Żeby było jasne: wulgaryzmy są kulturze potrzebne, podobnie jak pieprz do obiadu. Gorzej, jak ktoś popieprzy sobie kotlet warstwą grubą na palec, a przy deserze dalej sypie na budyń.
A tak w ogóle, po ch..j pisałem ten artykuł, skoro wszędzie zarzekam się, że nie jestem tetrykiem?

12 komentarzy:

  1. Ja jestem tetrykiem. Klnę, ale użytkowo - nie przestankowo i nie dla rytmu.
    Ale nie o tym chciałam, tylko o RPG. Grając ludzie mówią tak, jak grana przez nich postać. Czyli, jeśli gram w Alieny jakimś marine, to bluzgam jak marine. Jeśli gram w Warhammera Krasnoludem, bluzgam raczej rubasznie - jak Krasnolud. Jeśli gram Elfem (teoretycznie, bo nie grywam Elfami) - nie klnę. Mistrzowie gry też dostosowują język do realiów. W opisach klnie się sporadycznie, chyba, że opisujesz, że na drużynę wychodzi taki je..tny troll. Czasem wymiary w metrach nie wystarczą.
    Ogólnie RPG to świetna szkoła stylizacji języka. O ile grasz z dobrym mistrzem i w dobrej drużynie.
    Serdeczności. K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie, przypomniałem sobie, jak na jakimś konwentowym ognisku rozmawiałem z inteligentnym graczem. Dobra gra jest jak teatr - aktor (gracz) wciela się w rolę po przygotowaniu, i powinien stylizować nie tylko język, ale także wczuć się w psychologię postaci, nie mówiąc już o realiach danego miejsca czy epoki. Byłem wtedy zbudowany i postanowiłem spróbować, ale jakoś zeszło, bo jak miałem czas, wolałem pisać.
    Mocno pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. O, Andrzeju, o mnie zapomniałeś! Ja przecież klnę jak szewc, o czym miałeś okazję się przekonać. Czasem mnie samemu więdną uszy. Z domu tego nie wyniosłem - matula lubi czasem rzucić mięsem, ale na co dzień mówi ładną polszczyzną, ma szacunek dla słowa. Nabyłem to sam, poznając stopniowo życie tu i ówdzie. Dziś wulgaryzmy to dla mnie naturalne sformułowania, a wręcz je uwielbiam za odpowiadający mojemu temperamentowi ładunek emocjonalny.

    Natomiast spotkała mnie taka sytuacja - będąc na olsztyńskiej plaży, wśród najbliższych przyjaciół, w towarzystwie których nie muszę mieć absolutnie żadnych hamulców (i faktycznie takowych nie mam), kląłem oczywiście mocno. Oburzyła się jakaś wykwitna, elegancka dama, mówiąc do mnie "Spotkamy się, chłopcze, na zajęciach!". Odparłem "Zapraszam na ćwiczenia, które prowadzę!". Bardzo nie lubię gdy ktoś odmawia wulgaryzmom prawa bytu. Mówić, to mówić wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, nie zapomniałem o Tobie, Emilu! Ty należysz do wzmiankowanych adiunktów, świadomie sobie wzmacniających efekty leksykalne. Gość, o którym pisałem, zwyczajnie nie zna innych możliwości, jest produktem monokulturowym, rzecby można.

    Ale, ale! Rozmawialiśmy długo i interesująco w Krakowie, alkoholizując się w kontrolowany sposób, i nie pamiętam, abyś używał jakichś słownych dopalaczy! A zatem musiałeś się wstrzymywać i ciśnienie rosło jak w Wezuwiuszu przed Pompejami. A potem - zgliszcza i popioły...

    OdpowiedzUsuń
  5. Po części jest to w RPG jak pisze Sabbath, po części nie Andrzeju. Kwestia wyboru - ja po prostu nie gram z nastolatkami sesji Dzikich Pól, gdzie wiem że będę sączył miód. W tym wypadku preferuję towarzystwo w moim wieku.

    Pamiętam że na przestrzeni lat 90-00 jakieś publikacje wręcz zachęcały do używania przekleństw w Cyberpunku. Podobnie jest z mniej znanymi grami opowiadającymi o gangsterach (nie pomnę nazwy), są tam i "bitche" i "niguzzy" itp. Odwołując się do gier komputerowych za przykład może posłużyć GTA, które moim zdaniem w wyważony sposób szafuję przekleństwami.

    Zaś pokolenie które urodziło się w latach 80-90 zawdzięcza dużo wzorców popkulturze np. P. Bogusiowi Lindzie i jego kreacjom w takich filmach jak Psy itp. To już nie tylko chodzi o wartości wyniesione z domu. Mój ojciec przykładowo w całym życiu zaklnął kilka razy. A ja mam tak jak to opisałeś w przypadku Emila fale erupcji Wezuwiusza, by potem przejść w stan uśpienia. Tyle że Eyjafjallajokull i Wezuwiusz (nawet razem wzięte) nie mogą oddać tego jak przeklinam...heh. Jest znacznie gorzej.
    Pozdrawiam Andrzeju!

    OdpowiedzUsuń
  6. Pod moim domem idzie młody ojciec z trzyletnim synem. Patrzą na wielką ciężarówkę zaparkowaną niedaleko mojego płotu (czasami tam stawała).
    - Tato, popac, jaka fajna cięzarówa!
    Ojcicec spojrzał, zamyślił się i odpowiedział:
    - Powiem ci, kurwa, synu, że to jest, kurwa, chujowy samochód.
    Intrygujące w tym wszystkim było to, że ojciec traktował syna poważnie i traktował go dobrze. Po prostu inaczej nie umiał wyrazić swoich myśli.
    ***
    Wypracowanie ośmiolatka o Pinokiu, które widziałem gdzieś w internecie, zawierało słowo "wyruchać" jako synonim "oszukać". Autor ani razu nie użył słów "okłamać", "zwieść", "mataczyć". Wszędzie było "wyruchać". Ot, co.

    OdpowiedzUsuń
  7. Marcinie: Mnie tez zawsze szokuje (coś jeszcze mnie szokuje!), jak matka czy ojciec tak "przemawiają" do oseska czy kilkulatka. Wszak w tym wieku tworzą się zręby mowy u małego człowieka, więc pozbawia się go późniejszej możliwości wyboru - bo takie słowa zostaną, choćby się je próbowało maskować.

    Rammczon: Przez chwilę myślałem, że odezwał się gość z blaszanej rury - bo cytowałem go dość dokładnie. Ale potem zaskoczyłem. Przyjemnej lektury!

    OdpowiedzUsuń
  8. Klnę jak szewc (choć nie wiem, czy jak Emil). Ale jako przebrzydła, seksistowska konserwa -- tylko w niepublicznym, męskim towarzystwie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmm, wobec powyższych wyznań o świadomym i ograniczonym używaniu nie pozostaje mi nic innego, jak przyznać że też przeklinam:) Muszę ratować reputację, żebym nie wyszedł na chłopa bez jaj albo na takiego, co stale gra elfem. A więc klnę - zasadniczo w myślach (a więc jednak nie jak szewc), gdy coś mnie szczególnie zezłości, albo - uwaga - przy szczególnie silnych pozytywnych doznaniach! Nie wiem, może "grube" słowo utrwala (podkreśla, wzmacnia) wszelkie silne emocje? Może jakiś psycholog wyjaśni i poprze odnośnikiem. Klnę też cytując, wtedy głośno, nawet do żony - ale to ma akcent humorystyczny.
    Uff, chyba uratowałem swoją męskość. Przynajmniej na polu semantyki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem tetrykiem. Tetryczką nawet. Wulgaryzmów staram się nie używać, a jeśli już to mało i nie zamiast przecinka. Przeszkadzają mi. Ale bardziej razi mnie taka nibycenzura. Cóż z tego, że "ocenzuruję" pół k..wy, jak i tak wszyscy widzą i wiedzą, że o kurwę chodzi. Czy ch*j wygląda lepiej niż chuj? Dorosłymi ludźmi jesteśmy, jeśli już takiego słownictwa używamy to z odwagą, a nie udając, że brzydkie jest ładne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ani nie grzeszę pruderią, ani nie upiększam na siłę. To kwestia warsztatowa: coś chciałem tymi kropkami powiedzieć. Skoro muszę się tłumaczyć: chodziło o dystans. Ogólnie jestem dość oporny wobec wszelkich mód i oświadczam, że czerwonych spodni sobie nie sprawię. Nie będę też szczodrze chujami rzucał przy pięknych paniach - nawet gdyby tego chciały. Prędzej wykropkuję, zaznaczając dystans tetryka nieco starej, nie da się ukryć, daty. Ale tam, gdzie chuj pasuje, z pewnością go umieszczę, he, he.

    OdpowiedzUsuń