piątek, 23 października 2015

MIEJSCA, W KTÓRYCH RODZI SIĘ MAGIA, czyli proza poetycko-turystyczna

Podczas swoich podróży widziałem tysiące miejsc wspaniałych, brzydkich i takich sobie. Ale czasami, rzadko, trafiałem na takie wyjątkowe miejsce albo znajdowałem się w takiej pobudzającej wyobraźnię sytuacji, że dosłownie zapierało mi dech z wrażenia. To było coś w rodzaju iluminacji - chyba trafiałem na jakieś czakramy geopsychiczne, miejsca w szczególny sposób integrujące się z moją psyche, multiplikujące doznania chwili. Dostępowałem wtedy olśnienia, czegoś na kształt mentalnego orgazmu.
Miejsca i chwile - bo przestrzeń jest tu ściśle sprzężona z czasem - które posiadły moc, aby choć na moment trwanie zamienić w życie, podzieliłem pomiędzy cztery żywioły: ogień, wodę, ziemię i powietrze.

OGIEŃ
Piasek paruje, ziemia paruje, spomiędzy czarnych i żółtych kamieni wydobywa się ciepła wilgoć. Cała góra jest spocona, paruje jak zgrzany, monstrualny koń po galopie. Stęka i jęczy, coś ciśnie ją od wewnątrz, coś tam się przelewa, dudni, co chwilę łomocze jak pędzący pociąg albo wyje jak startujący samolot. Dźwięki są stonowane, przytłumione setkami metrów skalnej skorupy, stanowiącej pokrywę kotła.