Z początkiem nowego roku każdy szanujący się futurysta powinien coś przepowiedzieć. Ta myśl uporczywie obija się po mojej jaźni od pierwszych dni poświątecznych, więc nie ma rady - sięgam po szklaną kulę. Kota nie posiadam...

Będę chaotyczny, sięgając do rozmaitych warstw rzeczywistości. Najpierw polityka. Wybuchnie wojna - oczywiście z Iranem, o bombę. I nie chodzi tylko o Izrael, ale o wszystkie państwa regionu, z których żadne nie chce mieć atomowego sąsiada, w dodatku słabo przewidywalnego. Właśnie dzięki temu ta wojna pozostanie lokalna. Dla Rosji Iran jest figurą w grze, ale Rosja wciąż jest za słaba, żeby się stawiać. Wielką niewiadomą pozostaje Turcja, pretendująca do roli lokalnego mocarstwa. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Turcy wkrótce przeprowadzili z pięć podziemnych prób jądrowych. Zrobią to z pewnością, jak tylko Iran zbuduje swoją bombę. No ale nie zbuduje, bo zostanie zbombardowany. I to tak dotkliwie, że rozważy rezygnację z technologii jądrowych, jak to kiedyś stało się w Libii.
Kryzys finansowy. Owszem, rozwinie się, a jego skutkiem będzie powszechna inflacja. Oczywiście taka, żeby państwa mogły wygarnąć środki z kont obywateli, a potem de facto obniżyć im pensje - w końcu ktoś musi za to wszystko zapłacić, a na krańcu łańcucha zawsze wisi obywatel. Kiedyś to nawet miało swoją nazwę: podatek obywatelski. Trafne jak cholera! No, ale co dalej? Rozgrywka główna nastąpi między finansjerą spekulującą (a więc prawie całą), a tymi pragmatycznymi politykami, którzy patrzą dalej niż czubek nosa. Mimo że spekulacyjna finansowość opłaciła się rządom (podatki!), to widać, że układ co raz traci stabilność, i pochyla się przy każdym kryzysie coraz mocniej. Coś trzeba w tym zmienić, ale ukrócenie spekulacji (która oczywiście także doiła obywateli) pozbawi dochodów dużą część finansjery, a to zaboli. Kto wygra? He, he, musiałbym mieć jeszcze ze trzy kule, i kupić kota. Pewnie szwindel zostanie, tylko dorobi się mu stateczniki - do następnego razu.
Technologia. Google wyprodukuje osobistego asystenta,