niedziela, 8 maja 2011

Kultura cyfrowa za pieniądze?

Mamy już dotykowy papier elektroniczny! Patrz tutaj. Ten materiał posłuży do produkcji lepszych kieszonkowych czytników, telefonów i tabletów. Z internetu ściągniesz wszystko i na żywo obejrzysz sobie ważne (i mniej ważne) wydarzenia. Czy aby na pewno?
(TVP Info)
Zaporą może stać się cena, jaką trzeba będzie zapłacić. Za darmo pokażą ci towar z zewnątrz, jak książki na wystawie albo zafoliowane czasopisma. No, czasem dadzą przeczytać wstęp. Chcesz więcej - płać.
Żeby było jasne: nie należę do anarchistów kulturowych, którzy chcą całej kultury za darmo.
W końcu pisarz, muzyk czy aktor też człowiek i żyć z czegoś musi. Nikogo jakoś nie dziwi, że za wejście do kina się płaci, a wydrukowane książki się kupuje. Ale z internetu powinno być darmo! No więc nie, nie powinno. Pozostaje kwestia ceny.
Uważam, że poważnym nadużyciem jest wycenienie np. książek w wersji elektronicznej tak samo (albo prawie tak samo) jak ich papierowych odpowiedników. Wszak w wersji cyfrowej nie ma kosztów papieru i druku, a nade wszystko nie ma kosztów kolportażu i składowania (w znaczeniu tradycyjnym, bo kosztów przesyłu po kablu i składowania na twardym dysku nie można z nimi porównać). Ustawianie takich cen jest drwiną ze średnio rozgarniętego konsumenta. Na szczęście to się zmienia. Oto przykład: we Francji ukazał się zbiór moich 9 opowiadań, tutaj link.
Cena egzemplarza w pdf-ie wynosi 6,69, a w postaci papierowej (POD, druk na życzenie) 16,72 Eu. Jak łatwo policzyć, za wersję cyfrową płacisz 40% ceny papierowej (a właściwie mniej, jeśli uwzględni się koszty wysyłki). To krok w dobrym kierunku, ale wciąż za drogo. Aby piractwo stało się nieopłacalne, ta cena powinna wynosić 10%. Wtedy, przy dodatkowych zachętach dla płacących, interes będzie się kręcić.
Istnieje wiele koncepcji, w jaki sposób naliczać opłaty za przesyłane siecią dobra kultury. Obiecującą propozycją jest idea abonamentu na wszystko. Każdy użytkownik internetu płaciłby 30, 50, czy 100 zł dodatkowo na miesiąc, i miałby potem wszystko „za darmo”. Rozliczenie z producentami byłoby proste - wg liczby pobrań. Do tego potrzebny byłby globalny system rozliczeniowy, ale to da się zrobić.
Konkurencyjnym pomysłem jest system mikropłatności za każdy towar osobno. Jest prostszy dla producentów i dystrybutorów, a być może nawet bardziej sprawiedliwy dla odbiorców, choć pewnie dla nich droższy. Przy niskich jednostkowych cenach byłby jednak do zaakceptowania. System mikropłatności najłatwiej byłoby zrealizować przy masowym korzystaniu z usług „online”, a więc wtedy wszystko byłoby w sieci. Można sobie wyobrazić, że nie mamy już w domu PC-tów czy MAC-ów z twardymi dyskami i szeregiem programów, zamiast tego dysponujemy końcówkami zaopatrzonymi w monitor i klawiaturę, i za ich pomocą wchodzimy do sieci, aby tam korzystać z programów i materiałów, oczywiście nie za darmo. Dług płaciłoby się pod koniec miesiąca, podobnie jak po zakupach przy użyciu karty kredytowej.
Jak będzie? Biorąc pod uwagę horyzont czasowy kilkunastu lat (dalej prognozować w tej materii niesposób) wydaje mi się, że zwycięży system mikropłatności z lokalnymi abonamentami, wydawanymi przez poszczególne firmy czy konsorcja. To będzie kosztowne, bo za kilka abonamentów zapłacisz stówkę i na więcej cię nie będzie stać. Większość transmisji będzie odbywała się „online”, np. czytanie czy słuchanie książek cyfrowych. Takiej książki nie nagrasz na dysk, przynajmniej nie zrobisz tego w prosty sposób. A piractwo - nieco ograniczone - pozostanie, wszak hakerzy stosują niekoniecznie proste sposoby.

1 komentarz:

  1. Tylko przyklasnąć.

    Chociaż sam bardzo się sparzyłem na arcy-skomplikowanej i niewyobrażalnie nieprzyjaznej użytkownikowi sprzedaży mp3 online w Polsce kilka lat temu (acz album, który wtedy zakupiłem do dziś często wybrzmiewa z mojego winampa).

    Podoba mi się iTunes - dolar za piosenkę, przejrzyście i wygodnie. Oczywiście jedne utwory są warte tej ceny, inne nie, ale jestem pewien, że kompensuje się to z kolosalną nawiązką. Myślę, że dojrzejemy do tego.

    Acz wtedy marzy mi się również popularyzacja danych biometrycznych przy potwierdzaniu zakupów, przelewów itd. Wygodne i stosunkowo bezpieczne.

    OdpowiedzUsuń