niedziela, 19 sierpnia 2012

Diuna, Frank Herbert i eugenika

W ramach odpoczynku po wakacjach zabrałem się za odłożone lektury. Oczywiście najpierw literatura, o czym dalej, a równolegle zaprzyjaźnione blogi, niosące cenną informację oraz intelektualne ożywienie. Zatrzymałem się chwilę nad relacją Kosika z Nowego Jorku (okazuje się, że w tamtejszym metrze niewiele zmieniło się przez 35 lat, kiedy tam ostatnio bywałem), potem przejrzałem Ziutę co się dziwi (faktycznie, konwenty zaczynają przekształcać się w festyny, ale i cała fantastyka poszerza się, puchnie, a jej punkt ciężkości przemieszcza się w stronę wirtualnej krwawej baśni Grimm-type). Na koniec wpadłem w hodowlę gronkowców i to tak skutecznie, że przeczytałem wszystkie wpisy do końca (początku?), zostawiając sobie na później tylko wstawki literackie tudzież rowerowe. Ha, okazało się, że wszechkozak z Lublina też ceni sobie „Diunę” Herberta!

No bo właśnie czytam cykl Diuny. Przedtem szastałem się trochę po współczesnościach, m.in. łyknąłem „Vatrana Auraio” Huberatha (całkiem, całkiem - przyjdzie coś na ten temat zanotować na marginesach), lecz potem utknąłem w innych grząskich epistołach jak w wiosennym błotku, najwyraźniej robię się wybredny.
Więc zdesperowany sięgnąłem po klasykę. Oczywiście cykl Diuny wiele lat temu czytałem, ale tylko dwa pierwsze tomy. Teraz z prawdziwą przyjemnością zanurzyłem się powtórnie w tej rzece, a raczej - w pustynnym piasku Arrakis.
Herbert wydał pierwszy tom w 1965 roku, ale utwór właściwie się nie zestarzał, czyta się go doskonale. W przeciwieństwie do dzisiejszej szybkobieżnej historii, tam wszystko dzieje się powolnym rytmem tysiącleci, a jednym z panujących rodów jest starożytny ród Atrydów, sięgający korzeniami Hellady. Dzięki antytechnologicznej Dżihad Butlerjańskiej postęp jest praktycznie zerowy, więc te tysiąclecia mijają spokojnie niby jakieś kosmiczne średniowiecze.
Nie chcę się rozpisywać o książce, chciałbym jedynie zaakcentować kilka problemów. Zaciekawił mnie program eugeniczny żeńskiego zakonu Bene Gesserit, według którego w ciągu wieków powstawał człowiek o pożądanych cechach. W dzisiejszych czasach, kiedy coraz lepiej poznajemy zależność między budową genomu i fenotypem organizmu, zbliża się czas podobnych wyborów. Zaiste, Herbert świetnie antycypował nasze dylematy.
Inna sprawa: zmiany ekologiczne. W pierwszym tomie gloryfikuje się ogólnoplanetarne działania zmierzające do przekształcenia pustynnego globu w kwitnącą oazę zieleni. Potem jednak okazuje się (w kolejnych częściach serii), że rzecz nie jest tak prosta, bo wraz z pustynią ulega zagładzie nie tylko oryginalna biocenoza planety, ale także kultura ludów ją zasiedlających, Fremenów. Pozostają z nich tylko tzw. historyczni Fremeni, żałosny ludek zamknięty w podupadłych rezerwatach.

 À propos tych konstatacji przypomniała mi się wypowiedź pewnego mieszkańca Ejlatu w Izraelu, położonego na skraju pustyni Negev. Akurat w czasie, gdy tam przebywałem, spadł deszcz, co zdarza się średnio dwa razy w roku, albo rzadziej. Ów człowiek stwierdził, że deszcz jest tu całkiem zbędny, mógłby nigdy nie padać, bo wyrządza tylko szkody (podłoże jest zestalone i nieprzepuszczalne dla wody, więc podczas deszczu powstaje niszcząca fala, pędząca wąwozami, bardzo niebezpieczna dla ludzi nawet w miejscach odległych od opadu). Najpierw zdziwiłem się, bo zawsze wydawało mi się, że życie na pustyni drzemie w postaci przetrwalnikowej i eksplozywnie rozkwita tylko podczas deszczów właśnie. Nic bardziej mylącego - woda wtedy przetacza się gwałtownie przez suche kaniony i wpada do morza lub wysycha, i nie ma żadnego wpływy na miejscową florę i faunę. Tak rzadkie opady nie mogłyby podtrzymać życia, rośliny czerpią wilgoć przez liście codziennie z porannej mgły. Kozice żywią się liśćmi tych roślin. No, są jeszcze skorpiony, ale te chyba spożywają krew turystów - na kempingach widnieją ogłoszenia, żeby dokładnie sprawdzać namioty i zaglądać do butów przed ich włożeniem.

Można podsumować: bądźmy ostrożni i rozważni. Powiedz to jednak niecierpliwemu człowiekowi! Osobiście cieszę się, że nie żyję w średniowieczu, naszym ziemskim czy Herbertowskim. Byłoby zwyczajnie nudno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz